W Rumunii właśnie tak reaguje się na przegrane mecze. Piłkarze musieli sami wracać do domu!

Do zupełnie niecodziennego, jak zapewniają rumuńskie media wydarzenia, doszło po meczu Vittoruii Targu Jiu z drugoligowym ACSO Filiasi. Ci pierwsi przegrali z kretesem, więc kierowca autobusu, którym przyjechali na mecz, odjechał bez nich. 

I to nie żart!

Powiedzmy sobie szczerze, że każdemu mogą puścić nerwy, jeżeli ich ulubiony zespół, w tym przypadku Vittoruii Targu Jiu przegrywa z mało znaczącym, drugoligowym zespołem. Takie potknięcia zdarzają się wielu, nawet tym największym, jednak w tym przypadku to już ociera się o prawdziwy wstyd. 

Warto podkreślić, że nie była to indywidualna decyzja kierowcy autobusu, a władz klubu. To one, rozzłoszczone całą sytuacją, postanowiły ukarać niekompetentnych piłkarzy. Zespół więc został na stadionie rywali i na własną rękę musiał wracać do domu. Jak donoszą lokalne media, wszyscy opuścili stadion i dostali się do domu cało i zdrowo. 

W Polsce to mogłoby być niebezpieczne

Gdyby tak zostawić dajmy na to piłkarzy Legii Warszawa na stadionie pierwszoligowej Polonii Bytom albo drugoligowego Ruchu Chorzów, sytuacja mogłaby się wymknąć spod kontroli. Niestety w naszym piłkarskim kraju chodzenie na mecze wciąż nie jest zbyt bezpieczne jako kibic. Nie sposób nawet pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby piłkarze po przegranym meczu, musieli sami, bez obstawy wracać do domu. Jedno jest pewne – policja miałaby zapewne pełne ręce roboty.