Jest taka drużyna w naszej rodzimej lidze, która płaci swoim byłym trenerom sowite pensje. To Stal Mielec, który przez niefortunne umowy, wydaje ze swojego budżetu 50 tys. złotych miesięcznie. I to zgodnie z prawem!
Krótka historia dwóch trenerów
Stal Mielec ma za sobą ciężki poprzedni sezon. Mimo wielu przeciwności utrzymali się w ekstraklasie i z nadzieją patrzą na obecne rozgrywki. A to wszystko pod wodzą trenera Dariusza Marca. Pod koniec lipca zarząd jednak zwolnił go ze względu na różnicę oczekiwań.
Jego miejsce zajął Dariusz Skrzypczak, lecz nie zdążył się tak naprawdę zadomowić w klubie, gdyż po 102 dniach został zwolniony. Zespół pod jego wodzą na 9 spotkań zdobył tylko 5 punktów. Kolejny trener, Leszek Ojrzyński pracował w Stali Mielec tylko 152 dni. Zarząd po raz kolejny stwierdził, że zespół potrzebuje kogoś nowego. I chociaż była to dobra decyzja z piłkarskiego punktu widzenia, to z finansowego może pogrążyć Stal Mielec.
Zapisane czarno na białym
Skrzypczak oraz Ojrzyński wciąż dostają wynagrodzenie trenerskie, zapisane w umówię. W kontraktach mają bowiem klauzulę, że w przypadku utrzymania klub w ekstraklasie, kontrakt jest przedłużony o rok. Nie doprecyzowano jednak, że klauzula powinna przestać obowiązywać wraz ze zwolnieniem lub zakończeniem rozgrywek. I tak przez prawnicze niedopatrzenie, klub pogrąża się finansowo coraz bardziej.
Stal Mielec utrzymała się w ekstraklasie, więc zgodnie z myślą zawartej umowy, pieniądze muszą być wypłacone. Skrzypczak otrzymuje tylko część pierwotnego wynagrodzenia, ze względu na różnicę między pieniędzmi z Mielca a tym co zarabia jako asystent w Raków Częstochowa. Ojrzyński z kolei otrzymuje pełną kwotę i ani myśli z niej rezygnować.
Gdyby istniała jakakolwiek furtka prawna, zapewne Stal Mielec wykorzystałby ją, aby unieważnić i zachować cenne fundusze w budżecie. Jednak w konsekwencji źle skonstruowanych umów, klub traci możliwość rozwoju i potencjalnych transferów. Nie zapowiada się, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.